web analytics

«

»

Recepta na maj

Co się cieszysz, i tak wyglądasz jak z WoWa

Wiemy, że jest pięknie, słonecznie, cieplutko, grill aż się prosi o rozpalenie, a piwo o otwarcie, ale bez przesady – co za dużo to niezdrowo. A nie można przecież dopuścić do tego, żeby konsole i pecety kurzyły się, leżąc odłogiem. Tym bardziej, że po majówce szykują się naprawdę duże premiery. Takie przez wielkie „P”.

Diablo III

Gdyby 5 lat temu ktoś zapytał mnie, jak wyobrażam sobie ostatnie 2 tygodnie przed premierą Diablo III, pewnie miałbym przed oczami światową gospodarkę zaatakowaną przez kolejną falę kryzysu, wywołaną tym, że wszyscy wzięli urlopy i zwyczajnie robić nie ma komu. Spodziewałbym się, że ze sklepów znikną trzymiesięczne zapasy czipsów, paluszków i napojów gazowanych, drastycznie wzrośnie liczba rozwodów, a Blizzard będzie na ustach wszystkich. A tu nic takiego. Trzecia odsłona legendarnej serii trafi na sklepowe półki już 15 maja i jakoś nie czuć w powietrzu tej wielkiej ekscytacji. Pewnie, jakieś napięcie jest, ale gdzie mu do tego, co działo się przed premierą Skyrima, Mass Effect 3 albo nawet biednego jak mysz kościelna Duke Nukem Forever. Niemniej jednak, klasyk jest klasyk i nie sprawdzić jego kontynuacji po prostu nie wypada.

...ty też

Dużo ludzi zarzuca Blizzardowi, że Diablo III nie prezentuje się na materiałach promocyjnych tak, jak oni to sobie wymarzyli. A bo cukierkowe. A bo wygląda jak World of Warcraft. To się nie podoba, tamto się nie podoba, generalnie wstyd, hańba, czas umierać. Ale 15 lat temu (litości, ale to zleciało!), przed premierą D2 był przecież taki sam lament, że niby pogrzebano nieśmiertelny klimat kultowego Diabła. A potem co? Grali po 100 godzin w kampanii i drugie tyle w Battlenecie, aż z modemu iskrzyło? Grali! No i pewnie po przełknięciu gorzkiej pigułki zwanej „dumą” teraz te miliony psioczących zrobią dokładnie to samo. A i sam Blizzard, choć można ich lubić lub raczej nie za bardzo (ja jestem zdecydowanie stronnikiem tej drugiej grupy), poniżej pewnego poziomu nie schodzi. I można bezpiecznie założyć, że Diablo III będzie w stanie dostarczyć kawał solidnej rozrywki każdemu, kto lubi przez kilka godzin na przemian wciskać lewy i prawy przycisk myszy. No i co-op, główny smaczek gry, zapowiada się pysznie.

Max Payne 3

Kolejny sequel, na który trzeba było czekać tak długo, że co starsi miłośnicy nieprzyjemnych (ale za to jak grywalnych!) perypetii Maksa Payne’a mogli nie dotrwać. Ale jeszcze tylko odrobina cierpliwości i będziecie mogli w końcu położyć ręce na nowej odsłonie MP. Oczywiście przy założeniu, że Rockstar nie postanowi nagle po raz chyba już czwarty lub piąty przesunąć premiery – ale na to jest już raczej zbyt późno. Także możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że Max powraca i jest naprawdę spora szansa, że uda mu się to zrobić w dobrym stylu. Zresztą, nie śmiałby inaczej. Gdyby Max Payne 3 okazał się słabą grą, to by znaczyło, że naprawdę nie ma na świecie żadnych świętości.

Max na wakacjach

Max nie znajduje się już pod skrzydłami fińskiego Remedy Entertainment, ale nie jest to raczej powód do obaw o losy popularnej serii. Produkcją zajmują się wewnętrzne studia Rockstar Games pod wodzą Dana Housera, człowieka, który dał nam serię GTA, Bully i Red Dead Redemption. I wystarczy jedno spojrzenie by wiedzieć, że zmieniło się naprawdę sporo. Słońce, neony, tętniące życiem Sao Paulo? Czy to na pewno Max Payne? Na dwieście procent. Choć sam główny bohater przeniósł się do Brazylii, nie ma co liczyć na to, że znajdzie tam spokój. Nasz ulubiony były funkcjonariusz nowojorskiej policji jeszcze nie zdąży wyleczyć potwornego kaca, a już odnajdą go demony przeszłości; wplącze się w wojnę gangów i znów w samym centrum dramatycznych wydarzeń znajdzie się piękna kobieta. Możemy liczyć, że będzie brudno, krwawo i ciężko. Nie jest to z pewnością noir, ale nie ma wątpliwości, że ciągle jest to Max Payne. Wygląda na to, że Rockstar dobrze spożytkowało cały ten czas, o który opóźniało premierę MP 3.

Tom Clancy’s Ghost Recon: Future Soldier

Zdążyliśmy się już stęsknić za sygnowaną nazwiskiem Toma Clancy serią Ghost Recon. Obydwie części Advanced Warfighter były świetne i pozwoliły posmakować możliwości drzemiących w konsolach obecnej generacji. GRAW 2 ukazał się jednak w 2007 roku i czas najwyższy, żeby oddział Duchów w końcu powrócił na pole bitwy. Wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi, Kompania D z Fort Bragg w wielkim stylu wkroczy do akcji już 25 maja. Strzelanie do terrorystów – doskonały sposób odreagowania dla maturzystów i na początek sesji dla studentów.

Nie zdziwimy się, jeśli klasa postaci "Future Soldier" pojawi się też w DLC do Diablo

W Advanced Warfighter Duchy miały za zadanie uratowanie prezydenta Stanów Zjednoczonych i zwalczenie meksykańskich rebeliantów, czyli krótko i zwięźle rzecz ujmując – generalny rozpierdziel z taktyczną otoczką. W Future Soldier taktyki ma być więcej, a zadymy trochę mniej (co bynajmniej nie znaczy, że zabraknie strzelanin na dużą skalę – bez przesady!). Tym razem najlepiej wyszkolona i najbardziej fikcyjna amerykańska jednostka specjalna ma za zadanie dowiedzieć się, kto użył przeciwko jednemu z jej oddziałów brudnej bomby, dotrzeć do tego kogoś i zrobić z nim to, co z podobnymi delikwentami robić należy. Do dyspozycji Ghostów oddane zostaną najnowocześniejsze bojowe gadżety, na czele z peleryną niewidką, podręcznymi sondami i „magnetycznym wzrokiem”, umożliwiającym patrzenie przez ściany. Takie zabawki plus dobrze dobrana taktyka, w której więcej jest miejsca na rozpoznanie i skradanie się, niż walenie na oślep toną ołowiu, mają stanowić rdzeń rozgrywki. No i nie wolno zapominać o multiplayerze, choć mnie (jak zwykle) dużo bardziej kręci co-op, do którego Future Soldier wydaje się wprost stworzony.