web analytics

«

»

Powrót sentymentalny

2014-07-06 19.56.04

Moje ramy czasowe SS

Zupełnie niedawno gruchnęła wiadomość – wraca Secret Service – dla wielu, kultowe pismo o grach komputerowych z lat 90-tych XX w. O ile sam pomysł jest godny pochwały, o tyle forma i szanse powodzenia takiej misji są już dyskusyjne.

Czytelnikiem Secret Service zostałem w roku 1997, a więc nie od początku istnienia pisma. Mój pierwszy zakupiony numer ma na okładce (tak tak, wciąż mam w domu wszystkie egzemplarze) liczbę 42 i jest datowany na styczeń 1997. Przyjemność ta kosztowała mnie 3 złote i 60 groszy. Pamiętam nawet kiosk w Gliwicach, w którym go kupiłem idąc do lub ze szkoły! Czytelnikiem Secret Service zostawałem w przykrych okolicznościach, bo pogrążony w żałobie po moim pierwszym ukochanym i legendarnym już dziś Top Secrecie, który dokonał żywota pod koniec 1996 roku. Pustkę pod TSie musiało coś zastąpić, a mój wybór padł właśnie na SS. Młodszym czytelnikom należy się wytłumaczenie – w 1997 r. Internet w Polsce dopiero raczkował stąd konieczność czytania prasy growo-komputerowej żeby być na bieżąco. W tym samym roku ruszyła Valhalla.pl, na której kilka lat później spotkała się dzisiejsza załoga Grastroskopii. O tym, że były to zabawne czasy początków najlepiej świadczy artykuł znaleziony przeze mnie we wspomnianym 42-im numerze SS, w którym możemy poczytać rady jak założyć… darmową skrzynkę e-mailową na nowopowstałym serwisie Polbox oraz sprawdzić listę WSZYSTKICH dostawców Internetu w Polsce. Ale my nie o tym… Z Secret Service pozostałem do samego końca, do numeru 95-ego z listopada 2001. Po śmierci SS właściwie zarzuciłem kupowanie pism papierowych poświęconych grom. Nastała era Internetu.

Czym był SS? Był swego rodzaju fenomenem i w wielu dziedzinach prekursorem rynku prasy komputerowej. To SS zaczął wydawać płyty (a wcześniej chyba nawet dyskietki!) dołączone do pisma (potem wychodziły nawet dwie równoległe wersje – z płytą i bez), to oni pierwsi wybrali się na wielkie targi zagraniczne. Co miesiąc rzesze graczy sięgały po Secret Service i z wypiekami na twarzy czytały co wkrótce pojawi się na naszych komputerach i konsolach. Obok recenzji i zapowiedzi pojawiały się działy poboczne jak kultowe KGB z Przeciekami. Wszystko to miało swój wielki urok, a piszący w SS faktycznie wiedzieli o czym piszą. Do dziś z łezką w oku wspominam fenomenalny cykl „Moje boje” autorstwa Bergera, który zastąpił brakujące mi „Jest Taktycznie” Sir Haszaka z TS. O sile SS stanowili ludzie w nim piszący – Gulash, Konsolite, Berger, Pejotl, Martinez, PegazAss to postaci doskonale znane każdemu starszemu graczowi. Jak widać o SS mogę pisać i wspominać długo. Dlaczego więc mam wątpliwości w związku z projektem wskrzeszenia z martwych (czy jak ktoś to ładnie nazwał na facebooku – Respawnu) pisma mojej młodości? Zobaczmy…

Zacznijmy od ludzi. Nie oszukujmy się, nowy SS nie będzie tworzony przez starą ekipę. Zresztą obawiam się, że dziś nawet ona mogłaby nie spełniać naszych przesyconych sentymentem oczekiwań jakie mamy wobec nadchodzącego Secreta. We wskrzeszenie marki są zaangażowani ludzie związani z oryginalnym SS – Micz i Pegaz Ass. Micz, czyli Piotr Mańkowski ma odpowiadać za wartość merytoryczną pisma. Jako autor świetnej książki „Cyfrowe marzenia” opisującej ewolucję gier komputerowych na pewno nie jest osobą której można zarzucić amatorkę. Pegaz ma odpowiadać za szatę graficzną. Czy tym dwóm panom uda się przywrócić magię starego SS? Chciałbym w to wierzyć, ale mam poważne obawy. Nie ze względu na brak kompetencji Micza czy Pegaza, bo to bez dwóch zdań profesjonaliści. Moje wątpliwości dotyczą zawartości nowego Secreta. Bo właściwie czym miałby on być? Dlaczego pomysł jego respawnu tak nas poruszył? Ze względu na sentyment. Większość z nas, 30-40 letnich dziś graczy czytała kiedyś SS. Trudno nawet określić oczekiwania jakie mamy wobec nowego pisma. Nie może ono być zwykłym pismem o grach – takie już jest. Nazywa się CD-Action, jest wydawane od lat i… ponoć jeszcze ktoś je czyta. Nowy SS musiałby być nowym-starym Secretem. Ale czy dziś, w 2014 roku wydawanie pisma w duchu końcówki XX w. ma jakiekolwiek szanse? Kartkując dziś kilka numerów SS doszedłem do wniosku, że właściwie nie ma tam zbyt wielu treści, które dziś mogłyby mnie przyciągnąć. A na pewno nie tyle, żeby regularnie skłaniać kilka(naście?) tysięcy osób do kupienia takiego pisma co miesiąc. Oryginalnego Secreta kupowaliśmy dla jego stylu, ale przede wszystkim żeby poczytać o grach. Dziś o grach czytamy w Internecie, oglądamy na żywo konferencje z wielkich targów, czytamy strony producentów naszych ulubionych gier. Nie potrzebujemy pośrednika. Informacje pozyskujemy u źródła, na bieżąco. Myślę, że jedyną zawartością jaką mógłby nowy SS przyciągnąć mogłyby być stojące na bardzo wysokim poziomie felietony i teksty „okołogrowe”. Podobnie wydaje się myśleć Robert Łapiński – wydawca nowego SS – o czym mówi w jednym z udzielonych niedawno wywiadów. Padają tam słowa o „wysokiej jakości treści, połączone z wysoką estetyką wydania”. Ale uda się tym regularnie zapełniać pismo? A przede wszystkim czy da się konkurować z Internetem, pełnym różnych tekstów (lepszych i gorszych rzecz jasna)? Na stronie facebookowej Secreta, która błyskawicznie zarejestrowała 13 tyś polubień odbywa się właśnie wielki koncert życzeń – kto, co by chciał widzieć w nowym piśmie? Obawiam się, że jakby to wszystko do siebie dodać… Rozumiecie? Boję się, że tu nie ma dobrych scenariuszy. Zawsze będzie ktoś, kogo wizja nowego-starego SS była inna. I obawiam się, że tych rozczarowanych będzie niestety zbyt dużo, żeby pismo przetrwało.

 

Agentura putinowska w latach 90-tych?

Agentura putinowska w latach 90-tych?

Nad nowym Secretem zawiśnie zapewne casus Pixel Heaven – fenomenalnej imprezy retro organizowanej od 2013 r. Nomen omen – jej organizator będzie wydawcą SS. PH jest genialną imprezą, która bazuje na nostalgii tysięcy graczy, którzy swoją przygodę z grami zaczynali w latach 80-tych. Byliśmy w tym roku, będziemy w przyszłym. Ale czy to oznacza, że będziemy na nią jeździć rok w rok? Pewnie nie. Formuła wspomnień się wyczerpie. Ile razy można z wypiekami na twarzy przeżywać spotkanie po latach z Pongiem, Lotusem i International Karate? Trzy? Może cztery. I o ile PH sobie z tym poradzi, bo to impreza która odbywa się raz do roku nowe pismo będzie musiało mierzyć się z tym dylematem co miesiąc. Czy kupię pierwszy numer? JASNE! Czy kupię kolejne? Nie mam pojęcia. Oczywiście – to właśnie od redakcji zależy czy uda im się przekonać mnie do kolejnego zakupu. Obawiam się tylko, że ciężko będzie im znaleźć argumenty. Nie sięgnę po Secreta dla recenzji, ani dla listów do redakcji. Nie potrzebuję Tips’n’Tricks. SAM nie potrafię wymyślić tego co mogłoby mnie skłonić do kupna pisma. Po pierwszy numer sięgnę pchany wspomnieniami czasów minionych, ale po kolejne…?

Dyskusyjnym pomysłem jest również wydanie pisma w formie tradycyjnej. W dobie kiedy z roku na rok czytamy o upadających tytułach, nie tylko w branży gier, kiedy nawet najpoczytniejsze dzienniki notują katastrofalne spadki sprzedaży porywanie się na wydanie papierowe nowego tytułu, który na dodatek będzie tytułem retro jest co najmniej ryzykowne. Łapiński tłumaczy to niską jakością i brakiem odbiorców. Ale czy nowy SS znajdzie aż tylu odbiorców, żeby nie okazać się finansową klapą? Pewnie nie wszyscy pamiętają próbę wskrzeszenia Top Secretu w 2002 roku, czyli sześć lat po jego śmierci? Skończyło się na 3 numerach (mam wszystkie). Tam też były wielkie plany i ludzie, którzy działali w oryginalnym TSie. Tutaj mówimy o przywróceniu do życia tytułu nieobecnego na rynku od 13 lat! Większość dzisiejszych grających dzieciaków nawet nie miała szans spotkać się z Secretem, a nawet jeśli to nie umiała go jeszcze samodzielnie przeczytać :) To nie oni będą więc głównym odbiorcą tego tytułu. Czy graczy-staruszków znajdzie się na tyle dużo żeby zapewnić przetrwane wydawnicze wskrzeszonej marce dłużej niż na 2-3 numery jak w przypadku ś.p. TS z 2002 r.? Dziś świat przeniósł się do Internetu. To tam toczy się życie graczy i czytelników. Tam toczą się dyskusje. Nikt nie wysyła już listów do redakcji, ale pisze na profilu FB. Jak więc utrzymać kontakt na linii pismo-czytelnik wydając się na papierze i pisząc o tak dynamicznej branży jak gry komputerowe gdzie właściwie codziennie jesteśmy zasypywani newsami? Powiem szczerze – nie mam zielonego pojęcia. A wydaje się, że to właśnie silne przywiązanie czytelnika może być jedynym remedium na utrzymaniu przy życiu świeżo wskrzeszonego tytułu. Oczywiście można wydawać na papierze i mieć silny serwis w sieci jednoczący społeczność. Ale czy to się sprawdzi, czy nie powstanie swoiste rozdwojenie jaźni na pismo i serwis? A przede wszystkim czy to ma szansę się opłacać?!

Nie chcę zostać źle odebrany – wiadomość o respawnie SS bardzo mnie ucieszyła. Wierzę, że ekipa, która się za to zabrała ma pełne głowy pomysłów i dobrych chęci. Trzymam kciuki i będę jednym z pierwszych, którzy kupią nowy-stary tytuł wracający do nas po ponad dekadzie. Boję się tylko, że świat i my (gracze i czytelnicy starego SS) zmieniliśmy się tak bardzo, że wydanie Secreta w formie papierowej w 2014 roku nie ma uzasadnienia rynkowego – a niestety to rynek (czyt. kasa) decyduje o powodzeniu lub fiasku jakiegoś przedsięwzięcia. Obym się mylił. Czego sobie, wam i przede wszystkim Szacownej Redakcji życzę! Odpowiedzi na pierwsze pytania poznamy już wkrótce, bo pierwszy numer nowego SS ma ujrzeć światło dzienne jeszcze przed końcem lata!