web analytics

«

»

Origin będzie działał. Kiedyś. Może.

"Mam drogi zegarek, nie muszę mądrze mówić"

Stara prawda mówi, że jak coś działa jak trzeba, to nie należy tego zmieniać. Niestety, jest prawda jeszcze starsza i, o zgrozo, jeszcze trafniejsza. Jak coś działa jak trzeba to zawsze, absolutnie, bezwzględnie zawsze, przyjdzie ktoś, kto uzna, że wie jak zrobić, żeby działało lepiej. I nagle w praniu okazuje się, że, pardon my french, gówno wie. Panie i panowie, poznajcie Electronic Arts.

Valve długie lata budowało pozycję Steama, walcząc z toną technicznych trudności oraz starając się przezwyciężyć ludzką niechęć wobec cyfrowej dystrybucji. I po trudach i znoju w końcu się udało. Ludzie pokochali platformę Gabe’a Newella i spółki. Osiągnęła ogromny sukces, korzystają z niej miliony graczy na całym świecie, właściwie wszystkie liczące się firmy sprzedają gry za pośrednictwem Steama. No, przynajmniej do niedawna tak to wyglądało. Przy okazji przygotowywania premiery nowego Battlefielda komuś w EA wpadł do głowy durny pomysł, że dlaczego to taki wielki koncern ma korzystać z pośrednictwa Valve. No nie godzi się! I tak oto narodził się Origin, odpowiedź Elektroników na Steama.

Problem w tym, że Origina nikt nie lubi. No jak Boga kocham, w życiu nie widziałem, żeby ktoś się o tym wypowiadał pozytywnie. Zajrzyjcie na jakikolwiek wortal czy blog, wszędzie to samo. Tak kiepskiego PR-u to nie ma chyba nawet minister Mucha. Nic w tym dziwnego. Jeśli zarejestrowaliście się w systemie Origin i zainstalowaliście stosowne oprogramowanie, istnieje 98 procent szans że nienawidzicie tego czegoś. Nie bez powodu. Jak musiałem odpalać betę Battlefielda z poziomu przeglądarki, to myślałem, że cofnąłem się do średniowiecza. Co na to wszystko Electronic Arts? Nie widzi problemu.

Coming (not so) soon

Tak, zgadza się, dla EA wszystko jest w najlepszym porządku. Głos w tej sprawie zabrał sam Peter Moore, jedna z najważniejszych gadających głów tej firmy. Znany też jako największy „człowiek sukcesu” w branży. Jak pracował w Sedze, to z takim powodzeniem, że się z wrażenia wycofali z konsolowego rynku. Już jako pracownik Microsoftu oglądał jak pierwszy Xbox dostaje srogi łomot od PlayStation 2 i tylko premiera Halo ratuje go przed łykaniem kurzu nawet po GameCubie. Moore w rozmowie z Kotaku stwierdził, że nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie narzekają, bo przecież na początku na Steama też narzekali. Co więcej, poprosił graczy o to, by dali Originowi 18 miesięcy do 2 lat zanim zaczną go oceniać.

Niech mi ktoś wyjaśni, co to jest za argument, że „Steam też potrzebował czasu”? Jasne, że potrzebował, na początku dawał graczom więcej frustracji niż radości. Tylko, że Valve z przedsięwzięciem na taką skalę przecierało szlaki cyfrowej dystrybucji gier. A Elektornicy wycofują swoje tytuły z dobrze funkcjonującego Steama, zmuszają ludzi chcących odpalić Battlefielda do korzystania z irytującego bubla zwanego Originem, a potem jakby nigdy nic, ustami Petera Moore’a informują, że wszystko będzie w porządku. Ale dopiero za 2 lata. A przez ten czas będzie tyle zgrzytania zębami, że zapraszamy do naszego ortodonty.