web analytics

«

»

Karcianka za friko – Shadow Era

Shadow Era, gra która sprawiła, że stałem się oddanym fanem komputerowych – czy raczej „elektronicznych” – gier karcianych. Wcześniej, jakoś nie ciągnęło mnie do karcianek, zarówno tych digitalizowanych, jak i papierowych. Miałem, co prawda, do czynienia z różnymi komputerowymi hybrydami i „wariacjami na temat”, pokroju Metal Gear Solid: Acid!, czy Etherlords – które były całkiem udanymi grami i wciągnęły mnie na długie  godziny – ale gry karciane sensu stricto do mnie nie przemawiały. Jeśli zaś chodzi o fizyczne wersje gier karcianych… Cóż, gdybym młodzikiem będąc natknął się na towarzystwo grające w karty – pominę tu pasjonatów pokera, makao, tysiąca, i kilku innych gier, których nazwy nie nadają się do przytoczenia w kulturalnym gronie – pewnie zdobyłyby natenczas moje zainteresowanie. Dzisiaj z powodu ciągłego braku czasu i dostatecznej liczby znajomych, podzielających karcianą pasję ograniczyć się mogę jedynie do kilku partyjek online. Pewnego problemu nastręcza wybór odpowiedniej gry – a jest ich obecnie niemało, zarówno tych darmowych, quasi-darmowych i płatnych. Nie powiem, żebym jakoś szczególnie zgłębił temat i przetestował dziesiątki dostępnych w sieci karcianek, lecz kilka udało mi się sprawdzić (być może zdarzy mi się o nich kiedyś napisać). Spośród nich Shadow Era przypadła mi najbardziej do gustu, z kilku powodów, o których poniżej.

Na wstępie, dając dowód swojej ignorancji, i tylko napomknę o dwóch faktach. Po pierwsze, Shadow Era jest elektronicznym odpowiednikiem istniejącej fizycznie gry karcianej. Z tego, co mi wiadomo, dostępne fizycznie karty zostały przeniesione w stosunku 1:1 do wersji digitalizowanej, więc założyć można, że pomiędzy oboma wariantami, zarówno w materii rozgrywki, jak i dostępnych kart nie ma żadnej różnicy. Dodam jeszcze, że pudełeczko z kartami – które można nabyć w naprawdę umiarkowanej cenie – zawierające wszystkie dostępne talie, wygląda prześlicznie i często kusi mnie swoim widokiem. Głos rozsądku jednak zawsze powstrzymuje mnie przed dokonaniem ostatecznego kroku ku zakupowi – jak już powiedziałem, brak czasu, brak znajomych entuzjastów…

Druga sprawa – po przejrzeniu zakamarków strony na której można zagrać w Shadow Era, i forum zrzeszającego grających w nią ludzi, doszedłem do wniosku, że gra ma dość obszerny lore. Widać, że tłem rozgrywki jest jakaś naprawdę epicka historia a każdy z bohaterów (ba, nawet większość zwykłych postaci z kart) ma rozpisany na wiele stron origin i w ogóle głowa mogłaby wybuchnąć, gdyby chciało się to wszystko rozumem okiełznać. Ja odpuściłem. I nie przeszkadza mi to w cieszeniu się rozgrywką. Jeśli jednak chcecie dogłębnie poznać to uniwersum, zachęcam do pomyszkowania po przejrzyście opracowanej stronie internetowej twórców gry.

Dobrze, pora przejść do sedna, czyli do samej rozgrywki. Shadow Era jest doskonałym przykładem gry, której zasad nauczyć się można szybko, łatwo i przyjemnie. Mechanika rozgrywki jest dość prosta i typowa dla większości gier karcianych. Na początku stajemy przed wyborem odpowiadającej nam talii. Talie zgrupowane są w dwóch kategoriach Human, oraz Shadow – wiecie, dwie strony prawiecznego konfliktu i takie tam… – i naprawdę jest z czego wybierać, bowiem w obrębie każdego ze stronnictw do naszej dyspozycji oddano aż pięć różnych klas postaci. Każda z talii zawiera kilka kart wspólnych, charakterystycznych dla danej strony, jak i wyjątkowych, które przypisane są do klasy postaci. Przed podjęciem wyboru warto bliżej przyjrzeć się temu, co dana strona, talia, czy nawet sam bohater ma do zaoferowania. Wybór decka nie jest, co prawda, ostateczny, ale zanim będziemy mogli „odblokować” inną talię, przyjdzie nam spędzić trochę czasu na placu boju.

W skład każdej talii wchodzi kilka typów kart. Karta bohatera – każdy z nich dysponuje unikalną zdolnością specjalną – następnie karty sojuszników, czyli „pionków” ustawianych na linii frontu, karty zdolności (czarów) i dzielące się na cztery kategorie (broń, zbroja, artefakt i pułapka) karty przedmiotów. Karta bohatera jest o ważna również o tyle, że to właśnie jej należy bronić wszelkimi dostępnymi środkami – utrata wszystkich jego punktów życia (liczba ich bywa różna dla poszczególnych bohaterów) jest równoznaczna z przegraną. Z drugiej strony, nasz bohater może raz na kilka tur użyć naprawdę potężnego czaru, który może kompletnie odmienić sytuację na polu bitwy. Po pewnym czasie będziemy mogli talie rozbudować, mając jednak na uwadze pewne ograniczenia – musi ona zwierać minimum 39 kart, może zawierać maksymalnie 4 identyczne karty, oraz dobierane przez nas karty (na co warto zwrócić szczególną uwagę przy dokonywaniu nowych nabytków) muszą (z wyjątkiem kart neutralnych) odpowiadać stronnictwu, tudzież klasie naszego herosa.

Planszę rozgrywki podzielono na dwa pola. Górna połowa ekranu należy do naszego przeciwnika, dolna to nasz teatr operacyjny. W dwóch dostępnych rzędach będziemy wykładać nasze karty sojuszników i wsparcia (artefakty, zbroje i temu podobne). W pierwszym rozdaniu dostajemy do ręki sześć kart. Każda z nich ma określony koszt zasobów, niezbędnych do jej użycia. Manę generujemy poświęcając karty (jedna na turę) – za każdą „uśmierconą” kartę otrzymujemy 1 punkt zasobów. Tak więc, sporo czasu upłynie, zanim będziemy w stanie użyć silniejszych a co za tym idzie, bardziej zasobożernych czarów, czy też przywołać potężnych sojuszników.

Po fazie poświęcenia i przywołania, przychodzi czas na batalię. Karty sojuszników przywołane w danej turze (poza kilkoma wyjątkami) obciążone są, tak zwanym „efektem przywołania”, co oznacza tyle, że nie mogą one podjąć działania w aktualnej turze (co nie oznacza, że nie przeciwnik nie może ich w bieżącej rundzie uśmiercić). Karty czarów i wsparcia działają natomiast ze skutkiem natychmiastowym.

Każda z kart sojuszników może podjąć atak tylko jeden raz w przeciągu danej tury. Jako cel może obrać zarówno karty sojusznicze oponenta, jak również zaatakować wrażego herosa. Punkty życia, zarówno bohaterów, jak i stronników nie odnawiają się z każdą turą – choć niektóre z kart i zdolności mogą ten stan odmienić. W sumie sedno rozgrywki sprowadza się do tego, że zasady jedno, ale i tak najważniejsze jest, co mówią karty. A te przez masę dodatkowych zdolności, które wpływają na rozgrywkę, w połączeniu z kartami wsparcia, i sporą liczbą kart czarów, naprawdę pozwalają na masę różnych kombinacji i strategii prowadzenia gry.

Mógłbym rozpisywać się jeszcze długo, jakkolwiek myślę, że w wystarczającym stopniu nakreśliłem to, z czym dane będzie się Wam zetknąć w trakcie rozgrywki. Szczegóły poznacie już w trakcie samej rozgrywki. Można również sięgnąć do tej przejrzyście przygotowanej instrukcji. Ja natomiast powiem jeszcze o kilku kwestiach, które sprawiły, że Shadow Era jest tak wyjątkową grą na tle innych, darmowych gier karcianych.

Przede wszystkim warto powiedzieć o jednym. Mimo, iż Shadow Era korzysta z modelu F2P, któremu, mimo iż jestem bardzo nieprzychylny, to jednak muszę przyznać, że w tym przypadku został on wykorzystany w sposób nienachalny i zdroworozsądkowy. W trakcie rozgrywki zdobywamy złoto i kryształy, stanowiące wirtualną walutę, za którą kupujemy dodatkowe karty, talie i boostery. Po kilku rozgrywkach w trybie kampanii można bardzo szybko i prawie niepostrzeżenie zgromadzić dostateczną ilość waluty, umożliwiającej dokupienie do naszej talii dodatkowych kart – kompletnie nie ma tu się uczucia „parcia pod wiatr” i trwającego całe wieki zdobywania „golda”, by móc odblokować dodatki. Owszem, zdobycie ilości waluty umożliwiającej kupno wszystkich dostępnych talii, to spore wyzwanie, ale komuś kto – podobnie jak ja – koncentruje się na dopieszczaniu jednego decka – absolutnie nie dane jest odczuć jakiegokolwiek związanego z F2P dyskomfortu. Dodatkowo balans między podstawowymi taliami jest, w moim odczuciu, bardzo dobry, więc nawet grając bazowym deckiem nigdy nie poczułem się na przegranej pozycji. Warto też wspomnieć, że niepotrzebne karty możemy sprzedawać – rzecz jasna po niższych cenach, ale pozbywając się w ten sposób kilku zbędnych kart dość łatwo uzbieramy fundusze na te bardziej wyjątkowe.

Druga kwestia, tryb multiplayer. Do momentu zgromadzenia łącznej ilości 40 kart w talii jest niedostępny. Jednak bez obaw – zdobycie dodatkowych kart trwa krótko i nie jest to nawet drobna uciążliwość, ale szansa, dająca możliwość odpowiedniego przygotowania do rozgrywki wieloosobowej. Natomiast podejrzewam, że również Wam szybko przypadnie do gustu dopracowany, oparty o ranking, system kojarzenia graczy. Świetne, i co ważniejsze działające, rozwiązanie – rozgrywka z graczami ze zbliżonego pułapu punktowego eliminuje element frustracji, której nie raz doświadczyłem grając w Magic: The Gathering. Poza tym, skoro jużo MTG wspomniałem, w Shadow Era multiplayer działa zdecydowanie sprawniej od strony technicznej. Połączenie trwa kilka sekund – nawet za pośrednictwem sieci 3G – i nie ma najmniejszego problemu ze znalezieniem oponenta.

I na koniec jedna z najważniejszych zalet tej gry. Jest multiplatformowa. A co istotne, dostępna na urządzenia mobilne, które są wręcz rajem dla gier karcianych. Wyjątkowe w Shadow Era jest to, że po założeniu konta możemy korzystać z niego zarówno na PC (po ściągnięciu niewielkiej wtyczki do przeglądarki), jak i urządzeniach z Androidem i iOS. Wszystko to za pośrednictwem jednego konta. I nie ma najmniejszego problemu, by użytkownik PC zagrał z posiadaczem smartfona, albo posiadacz iPhone przeprowadził batalii z dumnym użytkownikiem Samsunga S3.

I to chyba na tyle. Mam nadzieję, że zachęciłem Was do sięgnięcia po Shadow Era. Starych karcianych wyjadaczy przepraszam, jeśli coś pomieszałem w terminologii – jestem stosunkowo nowym graczem na tym polu i wszystko jest dla mnie świeże (ale za to wszystko mnie zachwyca) a tych, którzy do tej pory nie mieli styczności z tego typu grami zachęcam do spróbowania. Shadow Era, w moim odczuciu, jest idealną grą na początek przygody z karciankami. No i nic Was to nie kosztuje, jakkolwiek ostrzegam – możecie wciągnąć się w to na długie godziny!

I gwoli podsumowania, znaleziona w sieci, krótka recenzja połączona z gameplayem.