web analytics

«

»

Indyk ze szpitalnej kantyny – A Fistful of Gun

affog_07Mówi się, że „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”, dlatego do obsługi naszej szpitalnej stołówki oddelegowano – po wcześniejszej degradacji – dwóch kucharzy. Problem w tym, że każdy z nich ma zupełnie inne zdanie, co do tego, w jaki sposób powinno przyrządzać się indyki. Mamy nadzieję, że nie doprowadzi to naszych drogich pacjentów do rozstroju żołądka. Jedyna nadzieja w tym, że serwowany dzisiaj indyk jest stosunkowo świeży a ingrediencje składające się na sos, w którym się pławi, łatwe do strawienia. Nie przedłużając, oddajemy chochlę eks-doktorowi Konsolite z nadzieją, że porządnie zamiesza.

KOSNOLITE PRAWI: A FISTFUL OF GUN  to jeszcze jedna gra  wydana pod skrzydłami DEVOLVER DIGITAL. Podobnie, jak inne pozycje tego wydawcy jest to gra niezależna, opatrzona pikselową grafiką. Prawdę powiedziawszy, dość już mam tego typu pixel-artu (choć szczerze, nie wydaje mi się, że to określenie jest poprawne w tego typu przypadkach) Dla mnie pixel-art, to nie tylko coś, co składa się z pikseli, ale jest ładne i pełne szczegółów. Natomiast styl graficzny w A FISTFUL OF GUN, to standardowy ostatnimi czasy zlepek pikseli, prostych „klocków”, niczym  nie wyróżniających gry od dziesiątek tego typu produkcji. Rozgrywka to także bardzo popularny ostatnio rougelike, czyli gramy, giniemy, gramy ponownie aż do zgonu i tak w kółko. Lokacje są generowane losowo, więc w teorii mamy za każdym razem coś innego. W praktyce jednak to zawsze to samo,  z nieco innymi dodatkami. Interesujące jest to że każdą z postaci gra się inaczej. Nie chodzi tylko o ekwipunek oraz formę ataku, ale przede wszystkim sterowanie. Taki nieco bardziej rozbudowany twin stick shooter. Osobiście nie mogę powiedzieć, aby ta gra mnie ruszyła. Praktycznie rzecz biorąc gdyby nie fakt że Randall dawno bym to już bym o niej zapomniał.

affog_03Mam dość tego typu pixel-artu, a mechanika oraz idea rougelike zupełnie do mnie nie przemawia. Przez kilka pierwszych minut trudno było zobaczyć, co się dzieje na ekranie, głównie za sprawą wspominanego „stylu graficznego”. Nie mam nic przeciwko trudnym grom. Jednak tutaj najpierw walczyłem ze sterowaniem, a dopiero potem z przeciwnikami na ekranie. Może gdybym pograł w singla, zamiast od razu wbijać z Randallem na online, to bym bardziej ogarniał? A tak dopiero po znalezieniu pasującej mi postaci i kilkunastu podejściach coś zaczęło działać. Strzela się tak sobie i prawdę powiedziawszy gdyby nie Randall, to wyłączyłbym tą grę po kilku minutach. Zdaję sobie sprawę że są ludzie którzy lubią tego typu rozgrywkę, jednak dla mnie to bez sensu. Wolę gry z poprawnym level designem, gdzie przeciwnicy i wszystko inne zostało ułożone przez człowieka a nie przez generator. Powiem więcej, te wszystkie stare gry, które obecnie wielu „twórców” indyków stara się emulować nie są wspominane i nadal grane przez ludzi tylko ze względu na nostalgię – tylko właśnie ze względu na level design. Wizualnie wiele tych starych gier wygląda dziś o niebo lepiej, niż A FISTFUL OF GUN. Wiele z nich była robiona przez zespoły podobnych, lub niewiele większych rozmiarów niż obecne studia niezależne. Dla mnie ten indyk to kolejny hipsterski, zrobiony po linii najmniejszego oporu „hit” bazujący na obecnej modzie retro i gatunku „rougelike„. Gdyby kosztował parę groszy to jeszcze rozumiem, ale 13 euro, to moim zdaniem zbyt wiele. Oddaję głos koledze, może ma coś bardziej pozytywnego do powiedzenia.

RANDALL RZECZE: A mi się podobało! W jednej kwestii gotów jestem zgodzić się z moim Drogim Przedmówcą – grafika w niewielkim stopniu odróżnia A FISTFUL OF GUN od dziesiątek gier indie. Nowoczesny, charakterystyczny dla gier ze stajni DEVOLVER  styl graficzny daleki jest od tego, by można było dodać mu, przyznawany grom tego rodzaju niejako awansem, przyrostek „art”. Głównym problemem wynikającym z takiej prezentacji, jest fakt, że w trakcie walki – co dawało nam się szczególnie we znaki w przypadku gry wieloosobowej – na ekranie panował jeden wielki chaos, utrudniający rozróżnienie przyjaciół od wrogów, power-upów od „wybuchających beczek”, „ognia przyjacielskiego” od kul przeciwników. W trakcie gry jednoosobowej mankament ten traci trochę na znaczeniu – ze współpracą online jednak jest, jak w przypadku starego porzekadła „człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”.

affog_02Jakkolwiek, oddając sprawiedliwość twórcom gry, jest kilka elementów, które się im udały. Głównym wyróżnikiem A FISTFUL OF GUN, jest zróżnicowana mechanika sterowania postaciami. W tym przypadku, wybierając nowego bohatera trzeba się nieomal uczyć gry „na nowo”. W zależności od tego, jakim operuje arsenałem, zmienia się kompletnie styl prowadzenia postaci i kilka istotnych dla rozgrywki atrybutów. Oczywiście, każdy z bohaterów ma swoje mocne i słabe strony, chociaż wydaje mi się, że niektórym z nich przydałby się nieco lepszy balans. Grając w A FISTFUL OF GUN szybko odkryjecie, że niektórymi bohaterami, po prostu gra się łatwiej – albo dzięki sile ognia, szybkości przeładowania broni, lub zmniejszonej podatności na śmiertelność (jak to jest w przypadku składającego się z 13 spieszonych kawalerzystów, Legionu). Tryb dla pojedynczego gracza, dzięki nieprzewidywalności i zróżnicowaniu kolejnych, generowanych losowo plansz potrafi wciągnąć. Syndrom „jeszcze jednego podejścia” daje się w przypadku A FISTFUL OF GUN silnie we znaki. Każda kolejna seria składa się z 12 zróżnicowanych stref (symbolizujących 12 pokonywanych mil) – od strzelaniny na pędzącym pociągu, poprzez jatkę urządzoną w meksykańskim pueblo, aż do szalonej wymiany ognia z grzbietu jadącego wierzchowca –  dzielących nas od pojedynku z bossem. Większość zadań sprowadza się do wybicia na ekranie wszystkiego, co się rusza – wliczając to stada wściekłych bizonów, świń, niedźwiedzi i… kurczaków. Ekran wypełniony jest też wszelką masą „przeszkadzajek” – nie mogło zabraknąć „wybuchających beczek”, w postaci walających się tu i ówdzie skrzynek z dynamitem – oraz power-upów, o często zaskakującym działaniu. Nie muszę chyba dodawać, że Konsolite szczególnie upodobał sobie te perki i power-upy, które związane były z pochłanianiem dużej ilości wody ognistej. Poza strzelaniem do czego popadnie, mamy kilka plansz, w których możemy pomóc pokojowo nastawionym plemionom Indian, za co nagradzani jesteśmy pieniążkami, które później możemy wydać na upgrade naszego narzędzia masowego zniszczenia. Bywa też, że przyjazny szaman sprzeda nam pewnego rodzaju grzybki, które przeniosą rozgrywkę na zupełnie innym poziom… świadomości.

affog_05A FISTFUL OF GUN to sympatyczna, choć nie zapadająca w pamięć na dłużej gra. Mnie przyciągnął do niej westernowy sztafaż i nie zawiodłem się na tej płaszczyźnie. Zróżnicowany, mocno „skillowy” styl rozgrywki, humor, oraz – o czym warto wspomnieć – świetna, pasująca do westernowego klimatu muzyka i trwające niezbyt długo partie gry – w sam raz na „wstrzelenie się” w kilkunastominutową przerwę od natłoku codziennych zajęć – z pewnością przypadną do gustu fanom tego rodzaju gier. Tryb multiplayer mógłby być bardziej dopracowany, albowiem lobby funkcjonuje na dość dziwnych zasadach, zmuszających do zakładania nowej gry po każdej skończonej rozgrywce. Brakuje też możliwości gry w co-opie, w trybie historii – możliwość wspólnego grania dano tylko w niekończącym się trybie „arcade”. Ogólnie jednak polecam, jakkolwiek radzę wstrzymać się do momentu, w którym upatrzycie A FISTFUL OF GUN w jednym z licznych bundle’i, w których się pojawia.