web analytics

«

»

Czas WIELKICH gier już minął…

To już nie to?

Premiera Diablo 3 wywołała sporo zamieszania. Wielkie oczekiwania, powszechny hype, gigantyczne kolejki w sklepach, a potem frustracja wywołana errorem 37 i wreszcie… rozczarowanie wielu fanów. I jedna myśl, która i mnie nie daje spokoju – co jest nie tak z nowym Diablo?

Im dłużej siedziałem przy nowym tytule Blizzarda, im dłużej główkowałem nad tym co mi się w tej grze nie podoba tym bardziej dochodziłem do wniosku, że nie potrafię wskazać konkretnej rzeczy. Dlatego też odpowiedź na postawione w nagłówku pytanie jest wbrew pozorom prosta. Wszystko z dziełem Blizzarda jest OK. No, może nie wszystko jest idealne, może kilka rzeczy można było zrobić lepiej, inaczej, ale generalnie Diablo 3 naprawdę trudno  nazwać złym produktem.

Problem leży gdzie indziej. W nas. Otóż przy każdej premierze kontynuacji wielkich tytułów sprzed lat pojawiają się oczekiwania. Są one generowane najczęściej przez grupę graczy takich jak ja – około 30-letnich, którzy grali i doskonale pamiętają premierę oryginalnego tytułu. Mieliśmy wtedy najczęściej kilka/kilkanaście lat i wszystko było dla nas niesamowite. Co więcej, z rzeczonymi tytułami wiążemy wiele wspomnień, klimat młodzieńczych lat – towarzystwa, zabawy i beztroski. Dla przykładu – tytuł Diablo do końca życia będzie wywoływał u mnie skojarzenie/wspomnienie wspólnej gry z przyjacielem Marcinem – przy jednym komputerze, w pokoju z zaciemnionymi oknami. Taki prymitywny co-op – jeden sterował postacią, drugi odpalał z klawiatury mikstury i umiejętności. Dziś, po kilkunastu latach od tych wydarzeń uruchamiając Diablo 3 dziwię się, że czegoś mi brakuje. Owszem, obecne Diablo nie ma szans w rywalizacji z wyidealizowaną wizją gry sprzed lat. NIE MA SZANS. I zawsze będzie mi „czegoś” w nim brakować. Ale problem nie drzemie w grze, lecz w mojej głowie.

Nasze rozgoryczenie pogłębia fakt, że gry które pamiętamy faktycznie były wielkie, bo to one tworzyły nowe gatunki, lub stawały się kamieniami milowymi branży, która w latach 90-tych stawiała pierwsze odważniejsze kroki. Pierwsze Diablo, Fallout, Baldur’s Gate czy nawet Deus Ex stały się wydarzeniami, bo wprowadzały nową jakość. Coś na bazie czego powstały później setki innych tytułów. Kiedy uruchamiałem Diablo w 1997 roku nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Hack’n’slash po prostu wcześniej nie istniał. Współczesnym graczom może trudno to zrozumieć, bo obcują w kręgu gier o określonych już od lat gatunkach. My, wtedy – byliśmy jak odkrywcy nowego lądu! Te tytuły nie różniły się jak dziś fabułą, stylistyką, kolorkami czy bohaterami, one były czymś zupełnie innym, czymś czego wcześniej nie było! Dlatego tak silnie na nie reagowaliśmy.

Dzisiejsze marudzenie bierze się z braku tego dreszczyku emocji towarzyszącego premierom oryginalnych tytułów, a my, jakby nie rozumiejąc motywacji wskrzeszania tych WIELKICH gier mamy pretensje do świata, że nie jest tak jak tego oczekiwaliśmy. A właściwie jakby to miało być? Próbowaliście sobie kiedyś uczciwie odpowiedzieć jaki powinien być wyczekiwany przez was tytuł, zakładając, że nie miałby on być tylko kopią starego w odświeżonej szacie graficznej?

Lament był przy Fallout 3, przy Starcrafcie 2, przy Deus Ex: Human Revolution (choć tu nieco mniejszy), jest przy Diablo 3, będzie przy kolejnych kontynuacjach gier-legend. Co ciekawe, w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że najczęściej są to gry co najmniej przyzwoite. A że większość nie podchodzi do nich na kolanach? Trudno się dziwić – nie ma kto. Młodzi – traktują te gry jak jedne z wielu – nieobciążeni „dziedzictwem” pierwowzoru, starsi – żyjąc z piętnem oryginału nie mogą pogodzić się z tym, że tytuł nie sprostał ich wyidealizowanym wspomnieniom. A sama gra? Żyje własnym, najczęściej zupełnie nowym życiem, stając się jednym z wielu tytułów gatunku, który sama lata temu stworzyła.

Dlatego czas wziąć głęboki oddech, spojrzeć w lustro i pogodzić się z faktem, że czas WIELKICH tytułów już po prostu minął. Teraz gry stały się niesamowitym, czasem fascynującym biznesem, potężną gałęzią branży rozrywkowej oferującą nam całą masę produktów. Słabych, średnich, dobrych, bardzo dobrych, ale powtarzalnych, często wtórnych, bezpiecznych biznesowo. Szansa na pojawienie się czegoś nowatorskiego jest niewielka. Zresztą czas zauważyć, że zmieniliśmy się i my sami – gracze. Wyrośliśmy, mamy mniej czasu, więcej na głowie i sporo wspomnień z szalonych lat 80-tych i 90-tych kiedy rodził się rynek gier. Ale „to se ne wrati”, to już nie czas narodzin, ale czas dojrzałości, a ten jak wszyscy wiemy rządzi się innymi prawami niż szalone lata młodzieńcze…